Tydzień temu całą rodziną staneliśmy przed bardzo trudnym wyborem. Mamy domek na wsi, do którego mój tata bardzo chciał wyjechać. Od tego czasu rozpoczęły się wielogodzinne negocjacje i rozmowy.
Przewodnim argumentem moich rodziców był fakt, że na wsi będziemy mogli wyjść na podwórko, co w mieście stało się niemożliwe. Poza tym pogoda miała być piękna. Jednak ja i moja siostra nie byłyśmy zachwycone tym pomysłem. Otóż, jak wszyscy wiemy, w całej Polsce odbywają się lekcje on-line, a na zabitej dechami wsi oczywiście nie ma Internetu. Trzeba się bardzo wysilić, żeby odnaleźć zasięg. Po kilku dniach mama naczytała się artykułów w Internecie na temat nowych przepisów i stwierdziła, że nie możemy nigdzie jechać, ponieważ będzie to niezgodne z prawem. W domu spokojne negocjacje przeminęły i rozpoczęła się prawdziwa wojna. Cała rodzina chodziła skłócona, a atmosfera była gęstsza niż koronawirus we Włoszech.
Koniec końców tata uzbierał najwięcej argumentów i wygrał bitwę. Potrzebowałam aż dwóch walizek, żeby zmieścić wszystkie potrzebne rzeczy. Jak każda kobieta musiałam mieć własną kosmetyczkę, stos ubrań (których pewnie nawet na siebie nie założę) i wiele kilogramów podręczników i zeszytów. Zabrałam jeszcze kilkanaście książek i ściągnęłam trzy seriale. Byłam idealnie przygotowana na wiele godzin nieustającej nudy. W okropnych humorach wyjechaliśmy na odludzie. Kiedy dotarliśmy na miejsce, nieoczekiwanie poprawił się nam nastrój. Wiążemy z tym miejscem wiele pięknych wspomnień, które powróciły do nas i wywołały uśmiech na twarzy
Oczywiście w domku było bardzo zimno, temperatura wynosiła zaledwie siedem stopni. Na szczęście nieustraszony tata rozpalił w kominku i spędziliśmy bardzo miłe popołudnie na rozmowach i grach przy ogniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz